O mijającym sezonie, młodych talentach i… spacerach po Pruszkowie – wywiad z Radkiem Majewskim

  • Post category:I liga

Mimo 38 lat na karku, Radosław Majewski wciąż prezentuje na boisku jakość, której mogliby pozazdrościć młodsi koledzy. Choć jego kontrakt z MKS Znicz Pruszków wygasa z zakończeniem sezonu, przyszłość pomocnika pozostaje sprawą otwartą. O mijającym sezonie, młodych talentach i… spacerach po Pruszkowie – rozmawiamy z byłym reprezentantem Polski.

Radek, nie sposób zacząć inaczej – co dalej? Twój kontrakt ze Zniczem dobiega końca. Czy są rozmowy o jego przedłużeniu?

Radosław Majewski: Były luźne rozmowy, tak. Chęci są po obu stronach, ale nic konkretnego jeszcze nie padło. Mam swoje warunki, klub pewnie też, więc trzeba to doprecyzować. Czuję się dobrze fizycznie, więc głupio by było kończyć. Zwłaszcza że w tym sezonie zrobiłem konkretną robotę, która może być argumentem, żeby zostać. A ja? Jeszcze nie czuję, że to mój czas na koniec.

Czyli zostajesz w Pruszkowie na kolejny sezon?

RM: W Pruszkowie tak – tu mieszkam. Czy w klubie? To już zależy od rozmów. Jeżeli się dogadamy – super. Jak nie, to trudno. Ale fizycznie jestem gotów dalej grać.


Skoro już o Pruszkowie mowa – poleciłbyś to miasto jako miejsce na weekend?

RM: Na 40 minut w parku i wizytę w „maku”? Pewnie! (śmiech) A tak serio – fajne śniadaniownie, park z kaczkami, latem kajaki, kilka przyjemnych knajpek. Do tego mecz Znicza na deser i mamy gotowy plan dnia. Zależy, czego kto szuka, ale spokojnie można zorganizować tu miły dzień.


Wracając do piłki – 7 bramek i 10 asyst to świetny bilans jak na pomocnika. Można uznać ten sezon za udany?

RM: Nie do końca. Zawsze chce się więcej. Były karne, które mogłem strzelić, a oddałem – dla dobra drużyny, żeby ktoś się podbudował. Może indywidualnie bym miał lepsze liczby, ale nie żałuję. Gdyby dobić do dziesięciu bramek, wyglądałoby to jeszcze lepiej. Dziesięć asyst to już poziom, który daje satysfakcję, ale nie satysfakcjonuje do końca. (śmiech)


Znicz też może mieć powody do zadowolenia – ósme miejsce w lidze, przed takimi markami jak ŁKS, Ruch czy Stal. Wynik ponad stan?

RM: Nie powiedziałbym. Był moment, że byliśmy blisko strefy barażowej – i to realnie blisko, kilka punktów. W wielu meczach prowadziliśmy grę, ale brakowało skuteczności. Ósme miejsce jest okej, ale niedosyt pozostał. Gdybyśmy byli trochę bardziej…po angielsku to się mówi ruthless (bezlitośni) – to mogliśmy bić się o awans.


Czyli myśli o awansie jednak były?

RM: Nie myśleliśmy konkretnie o awansie, raczej o punktach. Jak grasz dobrze, to punkty się pojawiają, a wtedy różne drzwi się otwierają. Ale nikt nie siedział i nie planował ekstraklasy – skupialiśmy się na kolejnych meczach.


A jeśli chodzi o przyszłość – jest ktoś w obecnym składzie Znicza, kto według Ciebie może zrobić dużą karierę?

RM: Myślę, że Wiktor Nowak zrobił krok do przodu, porównując tamten sezon, gdzie miał chwilę zawahania, a teraz już ustabilizował formę. Myślę, że dodatkowo pomagają indywidualne statystyki, kontrakt w Ekstraklasie. Jest Wiktor, ale są też nowi zawodnicy, których trzeba zbudować, których trzeba do drużyny powoli wstawiać i myśleć o następnym czasie.  Adi Kazimierczak, Mateusz Karol, Kacper Napieraj który ostatnio zadebiutował. Piłkarzy się buduje, wprowadza, nie ma co przywiązywać się do nazwisk – trzeba patrzeć szerzej.


Który ze spadkowiczów z Ekstraklasy cieszyłby Cię jako rywal najbardziej?

RM: Śląsk. Duża marka, stadion, kibice. Myślałem, że się utrzymają, ale widocznie coś poszło nie tak. No i wiadomo – takie mecze mają swój klimat.


A z dziewięciu meczów w reprezentacji – który wspominasz najlepiej?

RM: Chyba ten na Stadionie Narodowym. Graliśmy z Ukrainą, przegraliśmy, ale atmosfera była niesamowita. Wracałem wtedy do kadry po dłuższej przerwie. Może nie był to mój najlepszy występ, ale przeżycie – topowe.


Grałeś w Anglii, Grecji, Australii… która liga była największym wyzwaniem?

RM: Angielska – bez dwóch zdań. Intensywność, fizyczność, presja – to była codzienność. Tam każdy mecz był walką o skład. Treningi? Takie, że po powrocie do domu marzyłeś tylko o drzemce. Grecja była ciekawa, Australia fajna klimatycznie, ale nie aż tak piłkarska. Liga angielska to był piłkarski hardcore – i najlepsze wspomnienia.


A co po zakończeniu kariery? Trenerka? Media?

RM: Myślałem o tym w styczniu. Kolega powiedział, że to przychodzi naturalnie. Skoro nie poczułem jeszcze potrzeby, by powiedzieć „pas”, to znaczy, że jeszcze nie czas. Co będzie potem – zobaczymy. Na razie gram.


Dziękuję za rozmowę!